Mariusz W.
Przed zmianami w spółce lotniczej pracowały 33 osoby. Siedmiu z nich nie przedłużono umowy lub ją wypowiedziano. 18 osobom zmniejszono wymiar zatrudnienia do ¾ etatu. Janusz Statczeny, prezes lotniskowej spółki przyznaje, że cięcia związane są z problemami lotniska z Komisją Europejską. Od lipca ubiegłego roku trwa postępowanie KE dotyczące tego, czy wkład samorządów Gdyni i Kosakowa w budowę portu był niedozwoloną pomocą publiczną. Najprawdopodobniej na początku przyszłego tygodnia poznamy decyzję komisji.
Na chwilę obecną jest jedynie decyzja szefów gabinetów komisarzy, którzy uznali, że finansowe wsparcie na przekształcenie lotniska z wojskowego w cywilne zostało przyznane niezgodnie z unijnymi zasadami. Oznacza to nakaz zwrotu pieniędzy, a jednocześnie – zdaniem wielu ekspertów branży lotniczej – plajtę spółki zarządzającej lotniskiem i w konsekwencji plajtę całego projektu. Chodzi bowiem o kwotę sięgającą 100 milionów złotych.
Spółka ogranicza wydatki nie tylko na fundusz płac. Wstrzymano również większość prac przy budowie terminalu pasażerskiego. Choć jest on gotowy niemal w 100 proc., inwestycja zostanie dokończona wtedy, gdy będzie znana przyszłość lotniska. Dzięki temu w kasie spółki pozostało ok. 1 mln zł.
Swojego stanowiska co do zasadności budowy lotniska w Gdyni stanowczo broni prezydent Gdyni, Wojciech Szczurek. Jego zdaniem, postępowanie KE ws. lotniska w Kosakowie jest postępowaniem przeciwko Polsce. „W czyim interesie są podejmowane takie decyzje?” - pyta Szczurek wskazując jednocześnie, że małe lotniska są dobrą bazą dla tanich linii lotniczych, które „tak bardzo uwierają wielkich i drogich przewoźników”. Jednocześnie zapewnia on, że decyzja Komisji Europejskiej co prawda utrudni powstanie cywilnego lotniska, choć go nie powstrzyma. „Zapewne sprawi, że będzie on droższy” - przewiduje Szczurek.